czwartek, 18 października 2012

"CISZA W ETERZE"

Od jutra pozostaję bez stałego dostępu do internetu. Z własnego wyboru a nie przymusu, chociaż przymus jest. Ten przymus to konieczność dania odpoczynku oczom. Mam problem z oczami i nie powinnam męczyć oczu ślęczeniem przed monitorem. W październiku kończy mi się umowa na stałe łącze do internetu i nie przedłużam jej, odczekam troszkę. Dostęp do netu będę miała gościnnie, pocztę będę odczytywać co jakiś czas, z ciekawością czasami zajrzę za blogi ale będzie mnie jeszcze mniej niż ostatnio. Jeśli coś udziergam to postaram się pokazać. Ale dziergam ostatnio niewiele, są inne ważniejsze sprawy.

Poniżej jesienny widok z okna mojego "pokoju zabaw" na ogród.

Pozdrawiam serdecznie cierpliwych sympatyków i obiecuję, że wrócę.

poniedziałek, 27 sierpnia 2012

PLED

Ponieważ ręce w żadnej chwili nie mogą być bezczynne to powoli niektóre robótki posuwają się do przodu, np. pled jest w 3/4 gotowy. 
W necie jest mnie mało, czasem podczytuję co na innych blogach, ale niestety rzadko. 


 


Aktualnie priorytetem jest ogród, w którym pracy jest ogrom. Ale pomocników mam dwóch więc prace postępują szybko.


Pozdrawiam.  :-))

niedziela, 19 sierpnia 2012

ETUI NA TELEFON

Idąc dalej tropem irlandek udziergałam etui na telefon. W zamiarze miał powstać pokrowiec na rękę coś na kształt bransoletki z telefonem w roli głównej, by móc korzystać łatwo z mp3 w czasie spacerów. Niestety telefon jest za ciężki i wysuwał się ze śliskiej materii powstałej z nici sonata. Bransoletka zatem nie powstała a ta cecha pozwala łatwo wyzwolić telefon z ubranka w razie potrzeby, nawet pilnej.

Wykonanie oczywiście szydełkiem i wyłącznie półsłupkami.


Kulki to zamknięte koraliki oczkami ścisłymi.


I jeszcze kilka fotek z ogrodu, kwitną hortensje i jest pięknie.




Pozdrawiam serdecznie cierpliwie zaglądających. Mało mnie na blogu ale powód ciągle ten sam, odwieczny brak czasu.

niedziela, 22 lipca 2012

RECYKLING

Pisałam już wcześniej, że w ramach porządkowania szuflad z włóczkami rozpoczęłam dzierganie woreczków na przydasie. Początkowo w zamiarze były bardzo proste woreczki. Jednak w trakcie dziergania rodziły się powoli pomysły jaki ma być kolejny z nich. Pierwszy z nich prawie jak torebka mała, drugi woreczek z koronką i dzyndzelami na zakończeniu sznureczka (i-cord). Wyobraźnia poprowadziła mnie do irlandek, które od dawna chciałam poćwiczyć. Dzięki krótkiemu kursowi na blogu Fanaberii tworzenie listków to fajna zabawa i przyjemność. Już wiem, że listki będą jeszcze nie raz powstawać. 

Woreczki dziergane były wyłącznie w międzyczasie tzn. podczas podróży do Wrocławia na spotkanie z wrzecionem, podczas podróży samochodem (szczęśliwie jako pasażer), podczas czekania w kolejce do lekarza itd........




Dzierganie w kolejce w przychodni lekarskiej wzbudzało wielką sensację. Jak to? jeszcze ktoś dzierga na szydełku? Po co pani to dzierganie? Żałowałam, że nie miałam ze sobą wrzeciona. To dopiero byłaby sensacja, nikt nie myślałby o chorobach.



Podczas dziergania złamałam rączkę szydełka ale od czego podpowiedzi koleżanek blogowiczek. I tak dzięki Truskaweczce naprawiłam sobie szydełko modeliną "podwędzoną" wnukom.




Pogoda nie sprzyjała zdjęciom w plenerze więc zdjęcia wykonane są na parapecie okiennym. To zielone wyglądające jak trawa to poduszki, które powstały ze sprutej kamizelki nienoszalnej.


Kolejka rozpoczętych projektów szczęśliwie się umniejsza ale pomysły rodzą się bez przerwy, niektóre zanikają w pamięci a ja trzymam dyscyplinę i kończę kolejne. 

środa, 18 lipca 2012

SWETRY DWA

Wcześniej pisałam, że dziergam swetry, dzisiaj zajawki tego dziergania. Pierwszy sweter to ogoniasty w paski. 

I drugi klasyczny kardigan w warkocze. Wzór stosowałam kilka razy wcześniej, rudy powstaje z tęsknoty za pewnym sfilcowanym swetrem dzierganym  tym właśnie wzorem.

A tak w ogóle to nie ma mnie w necie. Nie mam czasu, (jakie to nudne), powód zawsze ten sam. 
Pozdrowionka.

środa, 13 czerwca 2012

PLOTKI I WRZECIONO

Dzisiaj przypadkiem zasiadłam z wrzecionem w ręku. Odwiedziła mnie koleżanka "z lasu" ciekawa moich wrażeń z wyjazdu do Wrocławia. Z kawą i wrzecionem powędrowałyśmy do ogrodu.


I w takim to otoczeniu zasiadłam do pokazu jak uczyłam się prząść na wrzecionie. Przędzenie i plotkowanie jak najbardziej idą w parze. Całkiem spokojnie udawało mi się wyciągać czesankę i niteczka nawet cienka nawijała się na wrzeciono.


Nawet pamiętałam jak nawijać na palce nitkę z wrzeciona by zrobić z niej 2-play. Skręt moich nitek jest zdecydowanie za mocny ale jestem pewna, że to tylko kwestia treningu. Poniżej mój dzisiejszy urobek z Kankankowej czesanki.


A zmieniając temat pokaże w czym moja koleżanka maestrą jest. Oczywiście posiada ona wiele innych talentów, które pokazuje czasami w swoim Dłubankowie.


Mam nadzieję, że zarażę moją koleżankę przędzeniem własnych wełenek, bo ja zarażona jestem już okrutnie. Wciągnęło mnie kręcenie, relaks przy przędzeniu jedyny w swoim rodzaju. 

poniedziałek, 11 czerwca 2012

WRZECIONO I WROCŁAW

Daleko mi było ale jednak byłam. Miejsce spotkania piękne, dziewczyny cudowne w wieku zróżnicowanym. Spotkanie czyli naukę przędzenia na wrzecionie zorganizowała Basia Fanaberia. Basia profesjonalistka opowiedziała o wełnie, o mieszankach, o możliwych błędach, jednym słowem  mnóstwo cennych informacji. Pomacać mogłyśmy piękne kolorowe niteczki, próbki i zobaczyć wiele wrzecion "maści" przeróżnej . Jak się okazuje wrzecionem może być nawet krążek CD lub mątewka.
Swoje wrzeciono kiedyś tam kupiłam mając nadzieję, że w końcu zacznę prząść. Runo też leżało od roku, kupione okazyjnie za dwie butelki piwa.

Tuż przed wyjazdem na szybko, prawie o północy prałam i płukałam runo bo było niemożliwie brudne

Wysuszone wyczesywałam szczotką na desce jak pisała Kankanka ale w końcu ze strychu wyciągnęłam "coś" co wydawało mi się, że ułatwi mi wyczesywanie czesanki. Niekoniecznie, jest za ostre trzeba bardzo uważać na paluszki.

Po wyczesaniu otrzymałam całkiem ładne pasemka. Od Kankanki wiem, że to wełna owcy pomorskiej.


Na spotkaniu uprzędłam niewiele ale wiem już o co chodzi w "zabawie" z wrzecionem. Na trening przyjdzie pora jesienią. W tej chwili za dużo innych spraw koniecznych do zrealizowania.

Na spotkanie pojechałam przede wszystkim poznać blogowe dziewczyny z Basią i Anią Kankanką na czele. Niespodzianką było poznanie Rogatej Owcy, której historia mnie oczarowała i wiernie podglądam jej zmagania z owcami..
Basia, czarowna osoba, skąd wiedziała, że kocham kamienie? Kamyki z Normandii ubrała w szydełkowe koronki i przyniosła na spotkanie. Jeden jest mój, drugi Kankanki. Mój kamyk swoje miejsce znalazł w pracowni komputerowo - krawieckiej.


Basiu bardzo dziękuję za zorganizowanie spotkania, za czas nam poświęcony za chęć podzielenia się swoją ogromną wiedzą i za to, że JESTEŚ.
Kankanko, wielkie podziękowania dla Ciebie za gościnę i za czas mi poświęcony. Aniu jak cudowna jesteś na blogu tak dwa razy taka w realu. Mężu należne ukłony za wspaniały krupnik, mniam, jeszcze go wspominam.

Up date
Dla Kankanki zdjęcie przyrządu z gwożdziami na którym próbowałam wyczesywać runo.


środa, 6 czerwca 2012

WYDŁUBANE

Coś tam wydziergałam, coś nadal dziergam. Dzisiaj pokażę jakiś czas temu już ukończone rude ponczo. Inspiracją było ponczo, które kilka lat temu wydziergałam córci. Ona je lubi, ja też więc powstało kolejne w rudym kolorze.


Wykończenie szydełkiem takie samo jak w czarnym.



Wzór i szydełkowe wykończenie  mam nadzieję, że widać dość dokładnie.


Melanż powstał ze skrętu 100% merino New York firmy Ispe i kid moheru firmy Yarn Art. Z moherku zaczęłam spory czas temu chustę, sporo zrobiłam ale odłożyłam robótkę, która odleżawszy trochę czasu przestała mi się podobać. Szukając koloru na ponczo trafiłam na te właśnie nitki. Dzisiaj mam proste w formie, lekkie i ciepłe ponczo.
Dziergam jeszcze dwa sweterki: ogoniasty w paski jest już pod pachy, rudy w warkoczyki 30 cm od dołu. Przy ogoniastym mam 400 oczek na drucie a przy rudym trochę ponad 200. Polubiłam swetry bez zszywania. Zajawki swetrów w następnym poście.
Pled powoli zwiększa swoją wielkość, w każdym tygodniu coś tam przybywa i nie mdli mnie jeszcze.

I pokażę jeszcze co dla porządku z włóczki kilka razy prutej powstaje:


Jest to mieszanka lnu, wiskozy i jedwabiu. Daaawno temu były z niej kolejno dwa sweterki, kilka razy pruta nadal mnie zachwyca swoim połyskiem. Jedną sztukę "koszyczka" mam już gotową kilka kolejnych powstanie kiedyś tam.



piątek, 25 maja 2012

NACZYNIA OCYNKOWANE

Update: byka strzeliłam bez zastanowienia, cyna i cynk to zdecydowanie inne pierwiastki (metale). 
Naczynia oczywiście ocynkowane! Dzięki Gaju za delikatną uwagę. 

Moje upodobanie do staroci ewaluowało w kierunku starych naczyń ocynkowanych. Słowo "naczynia" troszkę mocno przesadzone bo wśród przedmiotów znajdują się konewki, wanna, wanienki, miski różnego rodzaju, i inne takie tam. Jednym słowem robię się na szaro, na głowie powoli też.
Wszystkie te naczynia obsadzam roślinnością ozdobną i użyteczną. W największym "naczyniu" czyli w wannie ocynkowanej znalazły swoje miejsce zioła,chciałam je mieć je pod ręką, czyli zaraz za drzwiami kuchni. 
Sąsiedztwo starego domu bardzo mnie cieszy bo mogłam wykorzystać fragmenty muru do zaaranżowania dekoracji przykuchennej. Kolorystyka biało szaro niebieska i trochę bladego różu dla nawiązania z kolorem cegły, przynajmniej w bardzo bliskim sąsiedztwie kuchni. 









Pozdrawiam serdecznie i informuję, że zniknę całkowicie na co najmniej tydzień więc nie będę mogła odpowiedzieć na bieżąco na komentarze za które serdecznie dziękuję. Każdy zawsze mnie bardzo cieszy.
:-))

środa, 16 maja 2012

PORZĄDKI


Porządkując szuflady z włóczkami doszłam do wniosku, że czas embarga na nowe włóczki jest konieczny. Nowych zakupów nie poczynię do czasu wyzbycia się nadmiaru. Coraz bardziej przeszkadza mi nadmiar przedmiotów zalegających szafy, półki, pudła ....
Brakuje mi nie tylko czasu dla siebie ale również wolnej przestrzeni wokół siebie.
Włóczki wypełniające szuflady świetnie nadają się na rzeczy do codziennego użytku. Poznałam smak luksusowych wełenek i za takimi tęsknię ale ponieważ nie jestem rozrzutna muszę się napracować by zagospodarować to co zalega w szufladach.


I szczęśliwie zasoby się umniejszają. W pierwszej kolejności powstanie pled w kolorystyce moich ulubionych rudości. Może będzie dla mnie a może dla kogoś innego?
Pled powstaje powoli, dzierganie elementów pledu potrafi zmęczyć najwytrwalszego. Ale wracam do niego z przyjemnością i ciekawi mnie efekt końcowy.




Zastanawiam się ile czasu potrzebuję by na wyrobienie tych wszystkich włóczek?
Pozdrawiam serdecznie i znikam w objęciach kolorowych kłębuszków.